nyc nagradza intensywność, ale karze za bezruch. to miejsce stworzone do ruchu, a nie refleksji. świetne do zbierania bodźców, takich jak pomysły, ludzie, przypadkowe spotkania, ale okropne do jakiejkolwiek syntezy. po pewnym czasie po prostu kręcisz się w kółko, doświadczając stymulacji bez rzeczywistego wyniku. energia miasta jest uzależniająca, ale po pewnym czasie wyczerpuje więcej, niż daje. zawsze będę miał tu swoje miejsce, ale podejrzewam, że moje dni w nyc na pełen etat mogą być już za mną.